Tymoteusz Bojczuk Tymoteusz Bojczuk
294
BLOG

Korupcja barterowa

Tymoteusz Bojczuk Tymoteusz Bojczuk Polityka Obserwuj notkę 0

Dziwne, że nawet we wzorcowo praworządnym kraju głowa państwa może podpisać umowę na dostawy gazu z firmą obcego mocarstwa, a po kilku tygodniach zatrudnić się w owej firmie na wysokim stanowisku. Oczywiście mowa o byłym kanclerzu Niemiec i rosyjskim Gazpromie. Nikt nie może niczego formalnie zarzucić tego rodzaju transakcjom, ale wszyscy wiedzą, co w trawie piszczy.

Taka jest właśnie specyfika dzisiejszych „wymian” na styku państwowo-biznesowym. Podobne wymiany dokonywane są także na najniższym szczeblu codziennego życia. Mało kto w Polsce nie dał bombonierki lekarzowi. Czy nasi policjanci ciągle nie zapominają wypisywać mandatów w ramach „może się jakoś dogadamy”?
 
Korupcja to wymiana korzyści pozytywnych lub też obietnica wstrzymania się od pewnych działań w zamian za współpracę. Ta ostatnia jest oczywiście szantażem. Służby wiedzą coś niemiłego o panu W, i skłonne są to zataić, jeśli ów pan zrobi to, czy zaniecha tamto. W nagrodę otrzyma coś w zamian.
 
Istnieje jeszcze coś pośredniego – gdy urzędnik milcząco wymusza łapówkę, pod groźbą gorszego potraktowania. W ten deseń rumuński celnik czy ukraiński policjant drogowy „przetrzymuje” turystów, by wymusić niewielki haracz za przejazd. Jak to ujął Monteskiusz: „Wiekuiste doświadczenie uczy, iż każdy kto posiada władzę, skłonny jest jej nadużyć”. A szczególnie na wschodzie.
 
Urząd wydaje koncesje firmie, która w zamian posyła do niego swych pracowników na kosztowne dla niej szkolenia. W ten sposób usługa (np. koncesja) jest realnie opłacana środkami za pozorne szkolenia (de facto zbędne, albo mało potrzebne). Owe szkolenia są ową mrugającą iskiereczką takich transakcji; są jej pretekstem korupcyjnym. Może być nim także intratna posada w gazecie dla polityka za wcześniej udzielane informacje, darowizna, specjalna premia itp. (w USA prywatne lobby finansują kampanie prezydenckie, a jak wiadomo nie ma życzliwości bez wzajemności).
 
Z uwagi na wielopiętrową strukturę firm komercyjnych także pomiędzy nimi można spotkać usługi korupcyjne. Firma obdarowuje pracownika konkurencji, by skłonić go do wyboru jej własnej, wcale nie najlepszej oferty. W tym przypadku nie jest to działanie na szkodę podatnika, aczkolwiek mechanizm jest kubek w kubek jak w przypadku urzędu i firmy.
 
Integracja władz firmy z służbami specjalnymi jest idealną formą biznesu. Jak wiadomo informacja jest wszystkim, a uprzedzanie ataku konkurencji oraz wynajdowanie na nią haków może odbywać się na bazie informacji, którą gromadzą fachowcy. A kto jest fachowcem od informacji, jak nie służby specjalne? Biznes informacyjny powstał właśnie w czasach komunistycznych, i można powiedzieć, że była to jedyna gałąź gospodarki dobrze prosperująca… ba, nawet lepiej niż analogiczna na zachodzie.
Z drugiej strony niektórzy pracownicy służb zasilili grupy przestępcze oraz doradczo-konsultingowe.
O wiele łatwiej dogadać się ludziom znajomym, w zaciszu grilla, i stąd tak obfity wysyp firm „konsultacyjnych”, zadzierzgających nowe znajomości. Ich właścicielami są często byli członkowie spec-służb, o bogatej wiedzy i potrafiący się „dogadać” (np. Gromosław Czempiński).
 
Można więc powiedzieć, że szpiegowska rodzina to trzy powiązane gałęzie: na garnuszku rządu (klasyczna), biznesowo-komercyjna, oraz mafijna; tworzą one nieformalny robaczywy splot, i działają w ramach zwyczaju „swój do swego po swoje”.
 
Tabloidyzacja i upolitycznienie, to rak i dżuma, które toczą współczesne media. O ile tej pierwszej jesteśmy współwinni jako konsumenci, to za drugie odpowiadają tylko nadawcy.
Wkrótce nastanie czas, gdy będą pojawiać się wyłącznie artykuły i programy „sponsorowane”: przez firmy, partie polityczne, służby specjalne (obce lub własne), lub przez sumienie dziennikarza, będące wypadkową tamtych trzech.Po prostu lepiej pisać i publikować to, co nie zahaczy ani władzy (bo można dostać po łapach), ani konkurencji (bo odpłaci pięknym za nadobne, co grozi utratą klientów). Oczywiście owa tendencja nie ziściła się jeszcze całkowicie, i są chlubne wyjątki, ale wiatr wieje w złą stronę.
 
Niedawno, pod koniec 2011 roku, w londyńskim BBC zamówiono film o Egipcie u firmy będącej na garnuszku Mubaraka. Owa firma kręciła także inne materiały egipskie dla tej narodowej stacji. Stwierdzono około 15 kolejnych, podobnych przypadków.
 
Mimo często skomplikowanej struktury właścicielskiej każde medium publiczne powinno być zobowiązane na wstępie ujawniać w czyich konkretnie rękach znajduje się jego pakiet większościowy. Będzie to z pożytkiem zarówno dla odbiorcy, jak i dla samego emitenta, który będąc świadom maksymalnego upublicznienia owej wiedzy, będzie z pewnością formułował bardziej bezstronne opinie na swych falach (np. z trzech dużych portali w Polsce, Interia jest niemiecka, Wirtualna Polska – francuska, a Onet - z WSI).
 
Firma, która wykupi reklamę w gazecie czy telewizji może liczyć na przychylną wzmiankę lub wstrzymanie nieprzychylnej w redakcyjnym artykule czy programie (za duży, przychylny artykuł musi zapłacić ekstra). Owa wzmianka może pojawić się w innym tytule tego samego właściciela-wydawcy.
 
Powoli sytuacja będzie przypominać rynek reklamowy, gdzie nie wolno umieszczać krytyki produktu, a tylko same pochwały (w ramach stępienia ostrza konkurencji, którego elementem bywa także zmowa cenowa). I jak na rynku nakłada się kary za reklamę negatywną, tak w publicystyce nastaje powoli zmowa emitentów, z wytyczną: tylko informacja pozytywna. Oczywiście nie o literalny brak krytyki chodzi: w cenie bywa metoda kanapki – relacja zaczyna się od miłej opinii, po czym wspomina się niedociągnięcia, by zakończyć optymistyczną wiarą w ostateczną naprawę. Wedle „operacji astra”, opisywanej przez R. Barthesa – są potknięcia, ale ogółem nie jest źle. W ten sposób nastaje szczęśliwa epoka opinii sterowanej.
 
W dawnym ustroju służby specjalne nawiązywały kontakty z decydentami i opozycjonistami, by skłonić ich do współpracy. Stasi sama „stwarzała” i legendowała NRD-owską opozycje, by wyłapać na nią zwykłą stonkę, jak nazywano w raportach własnych obywateli – dzisiaj taką stonką są niewygodni dziennikarze, których przywabia się do mainstreamowych mediów. Ostatnio zdarza się, że firmy, w ramach dbałości o wizerunek, same zgłaszają policji przypadki oszustw i korupcji we własnych szeregach (The Sun, Wielka Brytania). Ciekawe, czy wprzód wiedzą, że policja już wie..?
 
 
W systemie następnym, post-autorytarnym decydenckie stanowiska w mediach i rządzie trafiają do służb (oraz ich legendowanych współpracowników). Innymi słowy agenci dochodzą do władzy i wtedy klasyczne spec-służby przestają być w sumie potrzebne (post-sowieckie WSI nigdy nie złapało ani jednego rosyjskiego szpiega w Polsce). Krok po kroku współczesne państwo się odprawomocnia.
 
Świat informacji jest globalnie spleciony. Zainteresowani politycy mogą posiąść materiały na każdego konkurenta, biorąc pod uwagę, że każdy człowiek ma na sumieniu jakieś grzeszki, które w dobie sterowanego przekazu medialnego można łatwo rozdmuchać i przerysować. Informacja jest wszystkim, a w dzisiejszej komunikacji totalnej nawet święty musi spodziewać się paskudnej obmowy.
Oddajmy głos poecie: „Każdy człowiek ma w swoich wspomnieniach takie sprawy, które zwierza nie wszystkim, jedynie chyba przyjaciołom. Ma też i takie, których nawet przyjaciołom nie wyjawi, lecz bodaj tylko sam sobie, a i to pod sekretem. Istnieją jednak i takie, które nawet sam przed sobą lęka się ujawnić, i takich właśnie spraw u każdego porządnego człowieka gromadzi się bądź co bądź niemało.”
 
Jak się to mówi – nic w przyrodzie nie ginie. Agenci „służb kloacznych” czają się nawet w ubikacji, która jest ich nieodzownym miejscem pracy – jeszcze trochę, a doczekamy się dla nich tablic upamiętniających ich trudy i niebywałe poświęcenia; w końcu niektórzy z nich zostali nawet prezydentami. Mawia się, że na każdego gdzieś jest jakaś teczka (podobno ta Wałęsy jest w Moskwie). Stąd rządy ludzi uwikłanych (i szachujących się wzajem). Nawet na zachodzie, co sugeruje film „Autor widmo”.
 
O Rosji lepiej zamilczmy. Tam Wiktor Wekselberg, kremlowski potentat i dyrektor rosyjskiej doliny krzemowej w Skołkowie pod Moskwą, mający ok. 6 miliardów dolarów, spotyka się zarówno z prezydentem Medwiediewem, jak i bywa na urodzinach pruszkowskiego mafiosa – Ryszarda Koziny vel Ricardo Fanchini (obecnie w amerykańskim więzieniu).
 
 
Artykuł opublikowany na Londynek.net
 
 
 
 
 

Tymoteusz Bojczuk jest filozofem kultury i cywilizacji, himalaistą i podróżnikiem. Publikował eseje w „Aspektach”, „AlboAlbo”, „Ibidem” "Londynek.net" i „Pulsie”. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Śląskim. Autor książki Element Wmówiony oraz Słownika psycholingwistycznego języka polskiego z komentarzem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka