Tymoteusz Bojczuk Tymoteusz Bojczuk
170
BLOG

Kto kogo. W afgańskich plenerach

Tymoteusz Bojczuk Tymoteusz Bojczuk Polityka Obserwuj notkę 1

 

     Bohaterscy żołnierze ISAF zmagają się już dłużej z oporem w Afganistanie niż armia radziecka podczas inwazji w latach 80-tych. Niedawno minęła 10-ta rocznica rozpoczęcia „misji”, której końca nie widać.
 
Reżyseria: zachodnie rządy.
Obsada:
żołnierze z zachodu, prozachodni Afgańczycy, Talibowie, milicja klanowa, cywile.
Światło:
błyski różnokolorowych eksplozji, w tym także bomb fosforowych.
Dźwięk:
świst i huk detonacji okraszonych sloganami pomocy humanitarnej.
Scenografia: złotodajne pola opiumowe.
Montaż i zdjęcia: massmedia.
 
Tym, co wyróżnia ów dziwny i straszny film, jest niezwykle długi czas jego trwania, oraz środki przeznaczane na realizacje kolejnych epizodów. A środki są niezmierzone, bo pochodzą z dość obszernej kieszeni zachodnich podatników. Czyli naszej.
 
Pomijając moralnie wątpliwą przewagę oddziałów NATO nad słabo uzbrojonymi Talibami, w Afganistanie cierpią zwykli cywile i dzieci. Śmierć tych niewinnych ofiar, jeszcze daleka 600 tysiącom zabitych w Iraku, to najczęściej efekt nalotów bombowych uskutecznianych przez naszych roześmianych, dziarskich żołnierzy. Ich werwa i rześkość nie gasną dzięki moralnemu wsparciu płynącemu z ojczyzny.
Podczas gdy sami bojownicy afgańscy nie mają żadnego asa w rękawie, nie otrzymują żadnej militarnej pomocy (podobnej pomocy amerykańskiej podczas inwazji sowieckiej); nie ma tu żadnego amerykańskiego Rambo, chyba że w jego rolę wcieli się ukryty gdzieś Osama Bin Laden. 
 
Samych bojowników, po wzięciu do niewoli, często torturuje się w tajnych bazach. Gdzie? Do niedawna także w Polsce… na uroczych Mazurach.
I nikt do końca za nic nie odpowiada: ani szef państwa, ani minister obrony, ani głównodowodzący czy bezpośredni dowódca. Bez określonej winy jest także ostatni marny cyngiel w armii, czyli Bohater, który na rozkaz jednym przyciskiem obraca w ruinę dom z dziećmi.
 
Na szczytach władzy tak naprawdę nie ma jednego sprawcy, bowiem nasz system przedstawicielski, ten wielki szwindel, zakłada rotację rządzących, przy czym tląca się nieustannie niechęć wyborców do aktualnych władców zwykle przesądza wybór nowych władców w kolejnych wyborach, tym samym rozmywając odpowiedzialność na inne osoby.
 
Pod rządami obalonych Talibów ludzie żyli w biedzie, ale nie było opium (jego uprawę karano śmiercią); teraz jest i wojna, i spotęgowana wojną bieda, i lekarstwo na nią, czyli uprawy opium. Uprawy toleruje afgański rząd prozachodni - siły koalicji przymykają na nie oko. No bo jest bieda.
Czy nie lepiej zostawić ten kraj samym Talibom..? Podobno Amerykanie przymierzają się już do tego.
 
Bieda panuje nie tylko u Afgańczyków, ale również zaczęła się panoszyć wśród uczestników koalicji. Wojsko brytyjskie szczególnie zbiedniało, czego wyrazem kampania reklamowa (Buy Our Heores a Drink), która zachęcała podatnicze kieszenie mieszkańców Brytanii do wysłania sms-ów w cenie trzech funtów każdy, na rozweselenie wojaków zmęczonych zabijaniem. 
Choć przykładowo takie oddziały australijskie jeszcze w 2009 roku nie były aż tak ubogie, jeśli brać po uwagę np. zapłacenie Talibom 10 tyś. dolarów okupu za oddziałowego psa, który dostał się do niewoli.
 
Zaś samo USA wydało już ileś tam set miliardów dolarów, i co ciekawe, nie tylko na cele stricte wojenne, ale także na okupy dla samych Talibów, którzy, jak to ludzie niebogaci, za pieniądze otrzymywane od podwykonawców amerykańskiej armii, zgadzają się nie atakować konwojów transportujących żywność i broń dla posterunków amerykańskich (później używaną także przeciw Talibom). W tym sensie spora część terytorium pod kontrolą sił koalicji nie jest zdobyta, ale może tylko kupiona lub dzierżawiona (rozumiem, że uzyskane dolary Talibowie przeznaczają na zakup broni do walki z… Amerykanami). W tej sprawie powstał raport komisji senatu USA. 
 
W obliczu tak wielu zawiłości, na pocieszenie możemy zawsze kupić drinka żołnierzowi wysyłając esemesa-cegiełkę na jakiś tam numer fundacji, której patronuje stary wojownik, książe Karol. Ale trzeba pamiętać, że taka cegła ma swą moralną wagę - może zburzyć dom i może zabić.
 
 
Opublikowano na Londynek.net

Tymoteusz Bojczuk jest filozofem kultury i cywilizacji, himalaistą i podróżnikiem. Publikował eseje w „Aspektach”, „AlboAlbo”, „Ibidem” "Londynek.net" i „Pulsie”. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Śląskim. Autor książki Element Wmówiony oraz Słownika psycholingwistycznego języka polskiego z komentarzem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka